„Ansel”
Między mną a Rossem nie układa się
najlepiej. Często się kłócimy. Przed chwilą dowiedziałem się od Caroline, że
umawia się z jakąś laską. Czekam teraz na niego, bo musimy poważnie
porozmawiać.
- Już jestem. - oznajmił Rosser, który
właśnie wszedł do pokoju.
- Nie graj ze mną. Nie baw się. Przestań
dłużej zwodzić mnie. Trudno mi jest wyczuć Cię. Mówisz tak potem nie. W końcu
weź zdecyduj się. Zawsze coś, zawsze ktoś oj tam oj tam. Zawsze coś... -
zaśpiewałem i ze wściekłością pchnąłem Rossa na szafkę. Ten uderzył głową o jej
kant. Rozwalił sobie głowę i stracił przytomność. Dopiero gdy zobaczyłem krew
dotarło do mnie co zrobiłem. Wezwałem pogotowie, które przyjechało dość szybko.
Zabrali Rossa. Ja musiałem zostać i poczekać na Caroline.
„Caroline”
Wróciłam do domu około czwartej. Zobaczyłam
zmartwionego Ansela siedzącego na kanapie w salonie.
- Co się stało? – zapytałam.
- Ross trafił do szpitala.
- Co? – była zszokowana.
- Pchnąłem go na szafkę i uderzył się głową
o jej kant. Stracił przytomność i trafił do szpitala. Nie wiem co z nim, bo
jeszcze tam nie byłem. Czekałem na Ciebie. – nawijał jak katarynka.
- Jedziemy! – krzyknęłam i zadzwoniłam po
taksówkę. Przyjechała po 5 minutach. – Szpital w LA, prosimy. – rzuciłam, gdy
siedzieliśmy w aucie.
„Ansel”
- Co z Rossem Lynchem? – spytałem panią w
recepcji.
- A kim pan dla niego jest? – zapytała.
- Ja jestem jego mężem, a to jego córka. –
odparłem.
- Dobrze. – powiedziała i wklepała coś w
komputerze. – Jest nieprzytomny, stan stabilny. Znajdziecie go w sali 217.
- Dziękuję. – odpowiedziałem i ruszyłem z
Car do odpowiedniej sali.
Młoda została na korytarzu i powiadomiła
Stormie. Ja natomiast wszedłem do pokoju. Usiadłem na krześle obok łóżka Rossa
i chwyciłem go za rękę. Głaskałem jego dłoń i mówiłem do niego czułym głosem.
- Przepraszam kochanie. Nie chciałem Ci
zrobić krzywdy… To był impuls. Ja… Ja… Ja bardzo Cię kocham i wybaczę Ci tę
zdradę. – w tym momencie blondyn otworzył oczy i popatrzał na mnie.
- Przepraszam, że Cię zdradziłem… -
powiedział słabym głosem. – Chciałem by Caroline miała matkę, ale później
uświadomiłem sobie, że jest szczęśliwa w takiej rodzinie jaką ma.
- A Ty jesteś szczęśliwy?
- Tak. I nie chcę tego psuć. – uśmiechnął
się delikatnie.
- Kocham Cię Ross. – szepnąłem i
pocałowałem go.
- Ja też Cię kocham. – odparł i ponownie
złączył nasze usta w pocałunku.
Och, jakie to słodkie :)
OdpowiedzUsuńAns nauczył mnie dziś, że doceniamy dopiero to co tracimy...
Czekam na next i pozdrawiam ;)