czwartek, 23 czerwca 2016

(57) 13 - Zawsze coś…

„Ansel”
Między mną a Rossem nie układa się najlepiej. Często się kłócimy. Przed chwilą dowiedziałem się od Caroline, że umawia się z jakąś laską. Czekam teraz na niego, bo musimy poważnie porozmawiać.
- Już jestem. - oznajmił Rosser, który właśnie wszedł do pokoju.
- Nie graj ze mną. Nie baw się. Przestań dłużej zwodzić mnie. Trudno mi jest wyczuć Cię. Mówisz tak potem nie. W końcu weź zdecyduj się. Zawsze coś, zawsze ktoś oj tam oj tam. Zawsze coś... - zaśpiewałem i ze wściekłością pchnąłem Rossa na szafkę. Ten uderzył głową o jej kant. Rozwalił sobie głowę i stracił przytomność. Dopiero gdy zobaczyłem krew dotarło do mnie co zrobiłem. Wezwałem pogotowie, które przyjechało dość szybko. Zabrali Rossa. Ja musiałem zostać i poczekać na Caroline.

„Caroline”
Wróciłam do domu około czwartej. Zobaczyłam zmartwionego Ansela siedzącego na kanapie w salonie.
- Co się stało? – zapytałam.
- Ross trafił do szpitala.
- Co? – była zszokowana.
- Pchnąłem go na szafkę i uderzył się głową o jej kant. Stracił przytomność i trafił do szpitala. Nie wiem co z nim, bo jeszcze tam nie byłem. Czekałem na Ciebie. – nawijał jak katarynka.
- Jedziemy! – krzyknęłam i zadzwoniłam po taksówkę. Przyjechała po 5 minutach. – Szpital w LA, prosimy. – rzuciłam, gdy siedzieliśmy w aucie.

„Ansel”
- Co z Rossem Lynchem? – spytałem panią w recepcji.
- A kim pan dla niego jest? – zapytała.
- Ja jestem jego mężem, a to jego córka. – odparłem.
- Dobrze. – powiedziała i wklepała coś w komputerze. – Jest nieprzytomny, stan stabilny. Znajdziecie go w sali 217.
- Dziękuję. – odpowiedziałem i ruszyłem z Car do odpowiedniej sali.
Młoda została na korytarzu i powiadomiła Stormie. Ja natomiast wszedłem do pokoju. Usiadłem na krześle obok łóżka Rossa i chwyciłem go za rękę. Głaskałem jego dłoń i mówiłem do niego czułym głosem.
- Przepraszam kochanie. Nie chciałem Ci zrobić krzywdy… To był impuls. Ja… Ja… Ja bardzo Cię kocham i wybaczę Ci tę zdradę. – w tym momencie blondyn otworzył oczy i popatrzał na mnie.
- Przepraszam, że Cię zdradziłem… - powiedział słabym głosem. – Chciałem by Caroline miała matkę, ale później uświadomiłem sobie, że jest szczęśliwa w takiej rodzinie jaką ma.
- A Ty jesteś szczęśliwy?
- Tak. I nie chcę tego psuć. – uśmiechnął się delikatnie.
- Kocham Cię Ross. – szepnąłem i pocałowałem go.
- Ja też Cię kocham. – odparł i ponownie złączył nasze usta w pocałunku.

1 komentarz:

  1. Och, jakie to słodkie :)
    Ans nauczył mnie dziś, że doceniamy dopiero to co tracimy...
    Czekam na next i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń