„Ross”
Obudziłem się rano w ramionach Ansela. Niby
tyle czasu jesteśmy razem, ale nadal się do niego nie przyzwyczaiłem. W pewnym
momencie Ans otworzył oczy i zaspany spojrzał na mnie.
- Kochaj mnie tak normalnie, nieuleczalnie,
niepowtarzalnie kochaj mnie. Darz mnie miłości, swą namiętnością, swoją
radością. Kochaj mnie. Tak normalnie, nieuleczalnie, niepowtarzalnie kochaj
mnie. Darz mnie miłości, swą namiętnością, swoją radością. Kochaj mnie. Ouooo…
Kochaj mnie. Ouooo… Kochaj mnie. Ouooo… Kochaj mnie! Ouooo… Kochaj mnie tak
normalnie. Kochaj mnie nieuleczalnie. Kochaj mnie, w miłości trwaj, a wspólnie
zaliczymy raj. Ouooo…. Uooo… Ouooo… Uooo… Kochaj mnie… - zaśpiewał. Ja
tylko się uśmiechnąłem i cmoknąłem go w policzek.
„Caroline”
Całą noc rozmyślałam nad słowami Lex. Może
rzeczywiście powinnyśmy spróbować? Zeszłam do kuchni, zjadłam śniadanie,
zostawiłam ojcu karteczkę i wyszłam z domu. Skierowałam się do domu
przyjaciółki. Zapukałam do drzwi, a po chwili zobaczyłam w nich zaspaną
kumpelę.
- Car, co Ty tu robisz tak wcześnie w
sobotę? – spytała ziewając.
- Chciałam porozmawiać. Mogę wejść?
- Tak. – wpuściła mnie do domu. – Usiądź w
salonie i poczekaj, a ja się szybko ogarnę.
- Okay. – odpowiedziałam i usiadłam na
kanapie. Rozejrzałam się dookoła. Wszędzie wiszą jakieś obrazy, stoją rzeźby
lub trofea. Na centralnej ścianie jest zrobiona fototapeta ze zdjęciem rodziny.
- Już jestem. – Lex usiadła obok. – O czym
chciałaś pogadać?
- Przemyślałam sobie wszystko i… Chcę być
twoją dziewczyną.
- Serio? – nie dowierzała.
- Serio. – odparłam i pocałowałam ją w
usta. – Ale jest jeszcze jedna rzecz. Przed moim ojcem będę udawać, że wszystko
jest okay i, że nadal jestem z Mattym. Okay?
- Okay. – przytuliłyśmy się. – Zostaniesz
na śniadanie?
- Już jadłam, a po za tym będę musiała
wracać. Mam jechać z ciocią Delly do sklepu.
- Dobra. To do zobaczenia. – cmoknęła mnie
w policzek.
- Do zobaczenia. – odparłam i opuściłam jej
dom.
„Riker”
Ta noc była fatalna. Cały czas coś mnie
bolało, a na dodatek Allison chrapała. Niewyspany szedłem do kuchni i usiadłem
przy stole.
- Hej kochanie. Dlaczego tak chrapałaś? –
rzuciłem od wejścia.
- Ja? Ja nie chrapię. Chyba coś zmyślasz… -
próbowała się wykręcić.
- Nie zmyślam. – zacząłem się z nią
droczyć.
- A właśnie, że tak.
- A właśnie, że ni… - nagle zemdlałem.
Ocknąłem się dopiero po chwili. – Gdzieee jaaa jeeeestem? – mówiłem
niewyraźnie.
- W domu, w swoim łóżku.
- Aaaa cooo sieeee staaało? – wybełkotałem.
Nie miałem na nic siły.
- Zemdlałeś. – oznajmiła spokojnie. – Masz.
– podała mi lekarstwo. Wziąłem je niechętnie.
- Dziękuję. Już lepiej. – powiedziałem dość
wyraźnie.
- To się cieszę. Zrobię Ci śniadanko i
przyniosę tutaj. Nie ruszaj się, dobrze? – spytała, a ja tylko przytaknąłem.
Wyszła z pokoju i wróciła dopiero po 15 minutach. – Przepraszam, że tak długo,
ale masełko było za twarde by je rozsmarować. – rzuciła ze śmiechem.
- Nic się nie stało. – wziąłem od niej
jedzenie i szybko je zjadłem.
-----------------------------
Witajcie!
Jak widzicie z Rikerem niezbyt dobrze, za to sytuacja Ransela jakoś się poprawia.
Wyobrażacie sobie, że do końca tylko 10 rozdziałów? Strasznie się do tego bloga przyzwyczaiłam, a nowy w tym paśmie nawet zdania jeszcze nie ma... No ale cóż... 10 tygodni to jeszcze sporo.
Podróż do Warszawy była udana, a oto kilka zdjęć:
Pozdrawiam i zapraszam na next za tydzień <3
Jak tu nie lubić Allison - kiedy tak uroczo chrapie i smaruje chleb miękkim masełkiem ;)
OdpowiedzUsuńUroczo się droczą z Rikiem.
Rans cudowny. A decyzja Caroline interesująca... Czekam co będzie dalej.
Pozdrawiam :)
Super rozdział :*
OdpowiedzUsuńRozdzialik w moje urodzinki, a ja czytam dzień po, a co tam.
Czekam na next <3
Trzeba było mówić szybciej ;)
UsuńW takim wypadku, składam spóźnione życzenia. Wszystkiego najlepszego Karcia!