„Rydel”
Ostatnim
czasem brakowało zajęcia, dlatego… Postanowiłam iść do pracy w ośrodku
opiekuńczo - wychowawczym. Pozytywnie przeszłam rekrutację i zaczynam od dziś.
Ubrałam się odpowiednio i poszłam do pracy. Gmach ośrodka był bardzo duży i zielony,
a dookoła rosło pełno roślin.
-
Dzień dobry. – przywitałam się z dyrektorem Hernan'em od wejścia.
-
Dzień dobry Rydel. – odparł z uśmiechem. – Dziś poznasz naszych podopiecznych.
-
Już się nie mogę doczekać. – byłam naprawdę szczęśliwa.
-
W takim razie chodźmy. – skierował się do świetlicy. Gdy tylko tam weszliśmy
jakaś mała dziewczynka podbiegła do nas.
-
Zobacz co namalowałam. – powiedziała wesoło.
-
Śliczne. – odpowiedział dyrektor. – To jest Annie, nasza nowa podopieczna.
Tydzień temu jej matka zmarła z głodu na ulicy. – mówił ściszonym głosem. –
Przyprowadził ją jeden z przechodniów. Jest miła, koleżeńska i nie sprawia
kłopotów. Niestety nie chce nowej rodziny.
-
Aha. – mruknęłam. – Kto jeszcze jest w tej placówce? – zapytałam.
-
Sarah, Juliet, Lara, John, Christopher… - wymieniał pokazując kolejno dzieci. –
Teraz czas Cię przedstawić.
-
Racja.
-
Dzieciaki! – krzyknął. – Poznajcie Rydel.
-
Hej. – wszystkie dzieci oprócz Christophera pomachały do mnie. Zwróciłam się do
Hernana szeptem. – Co mu jest?
-
Od dwóch lat nie może się pogodzić ze śmiercią rodziców. Zginęli w wypadku
samochodowym. Od tamtego dnia nie chce z nikim rozmawiać, jest zamknięty w
sobie… I co najgorsze. Nie możemy znaleźć mu domu, bo wszystkich od razu od
siebie odtrąca.
-
Ciężka sprawa. – westchnęłam. – Spróbuję z nim porozmawiać. – oznajmiłam.
-
Życzę powodzenia. – odpowiedział, a ja ruszyłam w stronę chłopaka.
-
Ty jesteś Christopher? – zapytałam siadając naprzeciwko niego.
-
Tak. – odburknął.
-
Dlaczego się tak zachowujesz? – pytałam troskliwie.
-
A co to panią obchodzi. – był niemiły, ale się nie poddałam.
-
Chcę Ci pomóc. Chcę… Chcę się zaprzyjaźnić.
-
Co? – spytał zaskoczony. – Większość ludzi już po minucie miała mnie dość, a
pani chce się ze mną zaprzyjaźnić?
-
Tak. – odparłam zdecydowanie.
-
Nic z tego. – wstał i ruszył do wyjścia.
-
Zaczekaj! – zawołałam i ruszyłam za nim.
-
Niech mnie pani nie zatrzymuje! – krzyknął i wspiął się na drzewo.
-
Zejdź stamtąd, bo sobie krzywdę zrobisz. – prosiłam.
-
Nie. – chwycił bezdomnego kota, który akurat siedział na tym drzewie i rzucił
mi nim w twarz. Kot podrapał mnie pazurami i uciekł, a Chris nadal siedział na
drzewie. Stwierdziłam „dość” i
poszłam do dyrektora.
-
Niech pan coś zrobi, bo Christopher wdrapał się na drzewo i nie chce zejść.
-
Zadzwonię po straż i oni go ściągną, a pani niech lepiej przemyje twarz wodą i
pojedzie do lekarza. – odpowiedział.
-
Dziękuję. – poszłam do łazienki. Umyłam twarz, nałożyłam puder i skierowałam
się do wyjścia. Opuszczając teren ośrodka widziałam jak straż ściąga
Christophera z drzewa.
Po
wizycie u lekarza i ośmiu zastrzykach w brzuch wróciłam do domu i opowiedziałam
wszystko Ellowi.-
Chcę go zaadoptować i wychować. – oznajmiłam na koniec.
------------------------
Witajcie!
Rozdział inspirowany prawdziwą historią :) To i więcej dowiecie się z zakładki 'Sekrety powstawania'.
Pozdrawiam i do napisania <3
Prawdziwą historią - ja wiem czyją... hehe ;)
OdpowiedzUsuńPrzeczytam jutro rozdział, bo... Mam wolne :)
Ciekawe kogo Delly chce zaadoptować chłopaka czy kota - ja bym wzięła to drugie ;)
Pozdrawiam i czekam na next!