„Ansel”
Minęły trzy dni od ślubu Rydellington i od
śmierci Laury. Niestety lub na szczęście, jak kto woli, zmarła. Obrażenia były
zbyt duże i zbyt późno zawołano karetkę. Możecie mi zarzucać, że nie udzieliłem
pomocy, ale… Na serio chciałem się jej pozbyć…
Dziś jest jej pogrzeb. Zapłakany Ross ubrany na
czarno, trzymający na rękach małą Caroline ubraną w czarną koronkową sukienkę,
składający wiązankę na grobie Laury… Był to smutny widok…
Po ceremonii na cmentarzu była mała, skromna
stypa. Usiadłem koło Rossa. Patrzałem na jego smutne, czekoladowe oczka zamiast
jak wszyscy jeść jednocześnie rozmawiając na codzienne tematy.
- Czemu nie jesz? – spytał Ross, który nagle
podniósł głowę i zobaczył jak się w niego wpatruję.
- Nie jestem głodny. – skłamałem.
- Wiem, że jesteś. Nie zjadłeś śniadania. Zjedz
chociaż trochę kuleczek ziemniaczanych, devolaja i surówki. – patrzał na mnie
robiąc swoje szczenięce oczka, którym nie potrafię się oprzeć.
- Dobrze. – odpowiedziałem i zabrałem się za
jedzenie.
Po obiedzie było ciasto. Zjadłem swój kawałek i
popatrzałem na Rossa. Siedział zamyślony i dziobał ciasto.
„Dobrze,
że jego matka zajmuje się Caroline, bo nie wiadomo jak by się to skończyło…” pomyślałem.
Złapałem rękę Rossa pod stołem. Podniósł głowę i
popatrzał smutno.
- Nie radzę sobie Ans… - powiedział z płaczem w
oczach. – Nie radzę… - powtórzył.
- Wszystko będzie dobrze… - starałem się go
pocieszyć.
- Nic nie będzie dobrze. Matka chce mi zabrać
Caroline.
- Może wprowadzę się do Ciebie i Ci pomogę z
małą? – zaproponowałem.
- Jeśli to nie kłopot to się zgadzam.
- Żaden kłopot. – zapewniłem go i starłem mu łzy
z policzków.
Jeszcze tego samego dnia zabrałem wszystkie moje
rzeczy od rodziców i przeprowadziłem się do Rossa. Gdy układałem swoje ubrania
w szafie Ross przyszedł i przytulił się do moich pleców.
- Mała właśnie zasnęła. – oznajmił. Czyli trzeba
być cicho.
- Kończę rozpakowywanie i zaraz zjem z Tobą
kolację.
- Okay. To ja idę ją szykować. – skierował się
do wyjścia, ale zatrzymał się przy drzwiach. – Położysz się spać obok mnie? –
spytał.
- Oczywiście, że tak. – uśmiechnąłem się do
niego i wróciłem do poprzedniego zajęcia.
Ta noc była bardzo ciężka. Ross rzucał się z
boku na bok, wołał Laurę, walił pięściami w poduszki i robił masę innych
rzeczy. Był tak głośno, że obudził Caroline.
- Ja do niej pójdę. – oznajmiłem. Ross tylko
pokiwał głową na tak, schował głowę w poduszki i usiłował zasnąć. Skierowałem
się do pokoju małej i powolutku otworzyłem drzwi. Podszedłem do łóżeczka i
ostrożnie wyjąłem z niego Caroline.
- Już dobrze malutka… Śpij aniołku… - mówiłem
czule i delikatnie kołysałem ją do snu, ale mała nie chciała spać. – Co wujek
Ansel ma zrobić, by księżniczka zasnęła? – spytałem.
- Bajkę… - powiedziała sepleniąc się, w końcu ma
dopiero dwa latka.
Chwyciłem w półki bajkę o Śpiącej Królewnie.
Przeczytałem na głos tytuł i spytałem czy może być. Caroline tylko pokiwała
głową, że tak. Zacząłem czytać… Nie minęło nawet 5 minut, a malutka słodko
spała. Ułożyłem ją do łóżeczka i po cichu wróciłem do sypialni.
- Już śpi? – spytał Ross, który siedział na
łóżku z butelką wódki.
- Śpi. Przeczytałem jej trochę bajki i zasnęła.
- Szybko Ci to poszło. Ja czasami Nawet dwie
godziny ją usypiam. – pociągnął kolejny łyk alkoholu.
- Przestań pić i kładź się spać.
- Ale Ansel… - mruczał coś. Wyrwałem mu butelkę,
a następnie wylałem resztę cieczy przez okno.
- Coś Ty narobił? – spytał wściekły.
- Robię to dla Twojego dobra. Dobranoc. –
oznajmiłem i poszedłem wyrzucić butelkę. Po chwili wróciłem do Rossa. Spał
słodko. Opatuliłem go kołdrą, a następnie położyłem się obok. Chwilę
popatrzałem na Rossa, a następnie zasnąłem.
------------------------------
Witam Was serdecznie!
Dziś w rozdziale dowiadujemy się co z Laurą oraz poznajemy bliżej Caroline.
A już za tydzień... Wielki skok w czasie oraz pojawienie się zakładki bohaterowie!
Pozdrawiam i do napisania <3